niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 7

Witam! Rozdział jednak później niż planowałam. Zwalę to na to, że w piątek wróciłam z wycieczki szkolnej i nie dałam rady w ogóle tego zacząć. Chciałam zawiązać jeszcze do jednego komentarza. Po pierwsze nie rozumiem, jak można to porównać do " Mody na sukces " Po drugie nikt nie powiedział, że to opowiadanie będzie realne. Osoba chora psychicznie może porwać człowieka, a nawet go zabić.O to jak pociągnę to opowiadanie, nie musicie się martwić. Poradzę sobie. Dobra to opowiadanie miało wyglądać inaczej. Po prostu zdałam sobie sprawę, że to będzie nudne. Zarys fabuły zostaje ten sam, co na początku. Jedynie są tutaj dodatki. Tak to nazwijmy. Wcale nie czepiam się i przyjmuję krytykę. Chciałam to wytłumaczyć. To tyle ode mnie. Zapraszam na rozdział.

Samochód wjechał w kolejne dziury. To aż dziwne, że jeszcze nie zwymiotowałem. To chyba przez... nie, nie wiem przez co, może przez strach? W końcu jakiś wariat wrzucił mnie do bagażnika i wywozi nie wiadomo dokąd. Następna dziura. W tym właśnie momencie miałem wrażenie, że puszczę pawia. Jednak postanowiłem poczekać i uspokoić się, choć trochę. Jednak nie było mi dane spowolnić pracę mojego serca, bo co chwila samochód podskakiwał. Zakręciło mi się w głowie i poczułem, jak mój żołądek skacze do gardła. Zapukałem lekko w szybę, mając nadzieję, że Harry usłyszy i nie będę musiał rzygać do samochodu.
- Co!- warknął. Widać, że nie ma zbytnio dobrego humoru.
- Nie chcę ci przeszkadzać- powiedziałem na wszelki wypadek- ale zaraz chyba zwrócę śniadanie.
Po chwili skręciliśmy w prawo i samochód zatrzymał się. Silnik zgasł i usłyszałem otwieranie drzwi i bagażnika. Ku mojemu zdziwieniu było już ciemno. Musieliśmy jechać kilka godzin. Styles stanął obok i czekał aż wyjdę. Tak też zrobiłem. Znowu poczułem zawroty głowy i podbiegłem do pobliskiego krzaka, upadłem na kolana i jednym słowem ulżyłem sobie. Harry widząc mój stan, tak jakby złagodniał. Jego wyraz twarzy był zupełnie inny niż przed chwilą. Spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się ciepło.
- Pójdę po wodę.
- Proszę- podał mi butelkę, kiedy wrócił. Upiłem łyk i usiadłem na dużym kamieniu. Byliśmy w lesie. Zaczął wiać wiatr, a moim ciałem mimowolnie wstrząsnęły dreszcze.  Widok, jak z horroru. Nie dość, że noc to jeszcze las i na deser człowiek, który jest dziwny... Odwróciłem się do kędzierzawego. Miał zamknięte oczy i tak jakby wsłuchiwał się w szum drzew. Uspokoił się. Postanowiłem, że spróbuję nawiązać z nim rozmowę  na temat miejsca, do którego jedziemy.
- Hazz?- otworzył oczy i wlepił we mnie swoje zielone ślepia.
- Tak Nii?
- Gdzie jesteśmy?- zapytałem nieśmiało.
- W lesie- oznajmił i przeciągnął się. Usłyszałem jakiś huk i automatycznie spiąłem się.
- Co to było?- przetarłem rękoma swoje ramiona.
- Boisz się?- przybliżył się do mnie.
- Tak trochę- uśmiechnąłem się słabo.
- Chodź do mnie- wyciągnął ręce, w geście przytulenia. Niepewnie wtuliłem się w jego tors. Był taki ciepły. Wciągnąłem jego zapach i cicho westchnąłem, pachnął tak swojsko. Objął mnie mocniej. Co ze mną jest nie tak? Normalny człowiek uciekłby, gdzie pieprz rośnie. Jednak ja siedzę tutaj, tulę się do niego i czuję się jak w siódmym niebie. Tylko żeby było jasne. Wolę tę drugą osobowość. Jeżeli można to tak nazwać.
- Nialler musimy jechać. To już niedaleko- wyciągnął dłoń, którą złapałem. Poszliśmy
do wozu i odjechaliśmy. O dziwo pozwolił mi siedzieć na miejscu pasażera, a nie w bagażniku. Kiedy to jechaliśmy, wpatrywałem się w drzewa, które tak jakby uciekały.  Liczyłem, że zauważę jakąkolwiek tabliczkę z nazwą miejscowości, lecz z każdą minutą miałem coraz większe wrażenie, że to jest jakieś pustkowie bez miejscowości.  Poczułem rękę na moim kolanie.
- Prześpij się kocie. Jednak będziemy jeszcze trochę jechać- przytaknąłem i oparłem głowę o szybę. Przed zaśnięciem ciągle czułem jego dłoń na mojej skórze. Przyprawiło mnie to o mały uśmiech.

Obudziły mnie promienie słońca. Powoli otworzyłem oczy. Był ranek. W sumie jechaliśmy tutaj z kilkanaście godzin i jesteśmy na jakimś pustkowiu. Podniosłem głowę, dopiero w tamtym momencie zauważyłem, że ktoś mnie niesie.  Tak jak myślałem, był to Harry.
- Dzień dobry księżniczko- szepnął mi do ucha.
- Dobry- mruknąłem- Dojechaliśmy już?- zapytałem zaspanym głosem.
- Tak- powiedział Harry i kopnął drzwi wejściowe- Jesteśmy- położył mnie na łóżku, usiadł koło mnie i głośno odsapnął.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- Na północ od Glasgow.
- Że gdzie? Ale... przecież.... byliśmy w Londynie. Czy ciebie naprawdę pojebało?- oburzyłem się.
- Kotku...
- Przestań!- wstałem z kanapy- Powiedz mi dlaczego? Co my tu robimy? Czuję się jakbyś mnie porwał, nie wiadomo po co. Harry ja się ciebie boję!- wyrzuciłem to z siebie.
- Ty mnie się boisz?- pociągnął mnie za rękę tak, że teraz siedziałem na nim i niepewnie patrzyłem mu w oczy. - Przecież jestem nieszkodliwy. Nie zrobiłbym tobie nigdy krzywdy, mały- pogłaskał mnie po policzku, a po mnie rozlała się fala ciepła.
- Ale przecież chciałeś zrobić krzywdę Amber- rzekłem.
- Ja? No coś ty, muchy bym nie skrzywdził- zaśmiał się perliście.
- Ale przecież... wczoraj... z nożem... jak to nie pamiętasz?- zdziwiłem się.
- Może to był sen, co?- poczochrał mnie po włosach.
- Nieprawda!- oburzyłem się.
- Nialler, nie drąż tematu- poszedł do kuchni- Jesteś głodny?
- Ugh... Tak trochę!
- Wiedziałem- wyjrzał zza drzwi i po chwili wrócił z talerzem zupy. Wyciągnąłem ręce po nią, lecz Styles nie chciał mi jej oddać- Nakarmię cię.
- Um... okej- uśmiechnąłem się.
Mogę śmiało stwierdzić, że to było moje najlepsze śniadanie. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, przytulaliśmy. Byłem szczęśliwy.
- Przestań!- zawołałem, kiedy to loczek zaczął mnie łaskotać.
- Zmuś mnie!- mruknął zmysłowo, a ja nie wytrzymałem i wpiłem się w jego usta. Cicho westchnął, a ja byłem pewny, że jestem czerwony jak burak. Kiedy odkleiliśmy się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza, wtuliłem się w niego. Z każdą minutą spędzoną z nim, czułem do niego coś więcej.
- Chodź, pójdziemy na spacer- złapał mnie za biodra i wyprowadził na świeże powietrze.
- Gdzie idziemy?- spytałem zaciekawiony.
- Przed siebie- oznajmił i chwycił mnie za dłoń.
Szliśmy już jakąś godzinę w ciszy. Ta cisza była potrzebna, przynajmniej dla mnie. Mogłem wszystko przemyśleć.
-  Co ty taki cichy?- zatrzymał się Haz i spojrzał na mnie.
- Cieszę się tą chwilą- powiedziałem i uśmiechnąłem nieśmiało.
- Wiesz, że jesteś słodki?- przybliżył się do mnie i pocałował czule. Miałem wrażenie, że zaraz upadnę, tak miałem miękkie nogi. Resztę drogi rozmawialiśmy na błahe tematy. Aż trudno było mi uwierzyć, kiedy to przypomniałem sobie jego wcześniejsze  zachowanie. Wydawało mi się, że zmienił się. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo myliłem się. Gdy wróciliśmy do domu usiedliśmy na kanapie. Oczywiście nie obyło się bez czułości. Jednak postanowiłem dowiedzieć się, po co tak daleko jechaliśmy.
- Harreh mogę wiedzieć, dlaczego tak daleko jechaliśmy?
- Żeby nikt cię nie szukał i żebyś ty nie chciał uciec.
- Ale dlaczego?- zaskoczył mnie.
- Niall kocham cię- powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Ucieszyłem się jak małe dziecko, chociaż nie odwzajemniałem jego uczucia. Jeszcze.
Jednak on po chwili kontynuował:
- Dlatego już na zawsze ze mną zostaniesz- iii bańka mydlana prysła. Wiedziałem, że byłoby to zbyt piękne. Jednak miałem nadzieję, że może zabrał mnie tutaj na tydzień, ale nie na całe życie... Chciałem coś powiedzieć, ale Styles włączył telewizor. Akurat trafiliśmy na wiadomości. To co tam zobaczyłem, przeraziło mnie. Stała tam moja mama, Amber i Liam.
Przemówiła moja rodzicielka:
- Wczoraj o godzinie 19 wróciłam do domu. Nie było tam mojego syna Niall'a. W jego pokoju był straszny bałagan, wybita szyba i trochę krwi. Przerażona próbowałam się do niego dodzwonić, ale jego komórka była w salonie. On nigdy bez niej nie wychodzi. Zadzwoniłam wiec do Amber- wskazała na roztrzęsioną blondynkę- opowiedziała mi co się stało. Podobno jego kolega Harry napadł na nią z nożem, a Niall ją obronił. Podejrzewamy, że to właśnie on go porwał, ponieważ jego też nigdzie nie ma. Rzeczywiście leżała u mnie na stole kartka, że nic mojemu synowi nie jest, lecz to nie było jego pismo. Proszę każdego, kto widział mojego syna o kontakt. Jeżeli ktokolwiek przekaże nam informacje na temat jego pobytu dostanie nagrodę pieniężną. Oto jego zdjęcia. Moja mama pokazała nasze wspólne zdjęcie ze świąt Wielkanocnych. Lzy zaczęły mi lecieć po policzkach. W tym samym momencie Harry rzucił pilotem i zaczął przeklinać. Wybiegł z domu na podwórko. Poszedłem za nim. Wyglądał na rozwścieczonego.
- Harry?
- Nie podchodź do mnie.
- Ale... Haz- złapałem go za rękę- po chwili poczułem mocne uderzenie w twarz i zauważyłem krew, która sączyła się z mojego nosa. Opadłem na kolana i zaniosłem się szlochem. Harry tylko na mnie splunął, wsiadł do samochodu i odjechał z głośnym piskiem opon. Nie wiem dlaczego, ale od razu pobiegłem do salonu i włączyłem laptopa. Normalnie  powinienem skontaktować się z mama, ale miałem teraz ważniejszą sprawę. Wpisałem w google- rozdwojenie jaźni i wszedłem na stronę Wikipedii.  Jedno zdanie mnie przyciągnęło- "Jako dysocjacja, osobowość mnoga wytwarza się po szczególnie bolesnych,traumatycznych przeżyciach i kryzysach, przebytych w dzieciństwie i powiązanych z tematyką śmierci oraz seksualności." - Jeżeli Harry naprawdę choruje na te przypadłość, ciekawe co przytrafiło mu się w przeszłości. W pewnym momencie usłyszałem huk i podskoczyłem. Był to Harry. 
- Co ty robisz? Skontaktowałeś się z kimś?- wrzasnął.
- Nie... nie
- Daj mi to- wyrwał laptopa z moich rąk i zaczął czytać- uważasz mnie za chorego psychicznie?!- złapał mnie za koszulkę i podniósł. 
- Nie Harry, po prostu chciałem coś sprawdzić.
- Kłamiesz- krzyknął głośniej i pociągnął mnie do piwnicy. Teraz tu sobie poleżysz- wrzucił mnie i przypiął moją kostkę do łańcucha.- Do zobaczenia- roześmiał się i wyszedł.
 Płakałem, możliwe że przez kilka godzin. I z tego, że czułem się oszukany, bo poczułem coś do chłopaka, który ma dwie twarze i płakałem z powodu tego, co będzie dalej.  W pewnym momencie drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Styles. Najgorsze, że nie wiedziałem, czy to Harry- dobry czy zły. Podszedł do mnie i pocałował mnie mocno w usta. Drugą ręką odpiął łańcuch i przyparł mnie do ściany. 
- Teraz się zabawimy- zerwał ze mnie koszulkę i zaczął obcałowywać moją szyję mokrymi pocałunkami. Najgorsze było to, że z jednej strony mnie to podniecało, a z drugiej przerażało.

Jeny naprawdę nie sądziłam, że tak długo zajmie mi to pisanie. Zaczęłam o 11, a jest 21 o.o Oczywiście pisałam z przerwami, bo z okazji dnia Matki musiałam posprzątać cały dom. Tak czy siak przepraszam i za opóźnienie i za błędy :>
Umm... chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że zmieniłam aska, piszcie na- tego

7 komentarzy:

  1. Jezu... świetny, ale.. straszny. Chory Harry mnie przeraża... (chory Harry brzmi naprawdę śmiesznie, nie?) Czekam na następny i jednocześnie boję się strasznie o Niallerka <3 Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okeeej Harry jest przerażający... ale podoba mi się to ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Okey... Nie wiem co powiedzieć XD Harold jest niesamowity w tym ff ale za razem aż cała trzęsę się na myśl co on może zrobić Niallerowi... Z niecierpliwością czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świtny jak zawsze ;]
    Czekam na szybką i dalszą część <3

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie po tym rozdziale myślę, że Horan zasłużył sobie na to co go spotkało. I dobra. Może brzmi to okrutnie, ale naprawdę spotkało go to dzięki swojej głupocie. Bo miał kilka okazji na ucieczkę przed Harrym. I pewnie mógłby mu zwiać i złapać jakiego stopa czy cokolwiek i wrócić do domu. Mógł też na laptopie jakoś się skontaktować, a on co? Czyta o chorobie, jakby nie mógł zrobić tego w domu! Zdenerwował mnie swoją głupotą i naiwnością, bo czy on naprawdę myślał, że Styles się zmienił?
    No nic.. Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej strrraszne to ... xd czekam na następny rozdział ;P

    OdpowiedzUsuń