piątek, 31 maja 2013

Rozdział 8

Widzę, że mało komentarzy, ale wiem, że trochę zawaliłam. Dlatego też rozdział ciut wcześniej. Mam nadzieję, że się spodoba :>

Kiedy to Harry napierał na mnie swoimi pełnymi ustami, było mi naprawdę dobrze, ale kiedy wsunął rękę w moje spodnie, od razu odskoczyłem. Dopiero wtedy zacząłem myśleć racjonalnie. Wszystkie momenty ze kędzierzawym przewinęły mi się przed oczami. Te dobre jak i te gorsze. Zdałem sobie sprawę, jaki jestem głupi. Szybko odepchnąłem Styles'a. On uśmiechnął się zawadiacko i znów przybliżył.
- Strach cię obleciał?- zapytał tym seksownym głosem.
- Chciałbyś- warknąłem, czując napływ odwagi. Jednak to nie było dobrym pomysłem, bo tym razem rzucił mnie na podłogę i usiadł na mnie okrakiem.
- Nie udawaj silnego, ze mną i tak zawsze przegrasz kocie- no i powtórka z rozrywki, bo Harry znowu mnie pocałował, a ja znowu nie wiedziałem, co zrobić. Poddałem się. Kiedy Harry zauważył to, uśmiechnął się cwaniacko, wstał ze mnie i zaczął ściągać swoje spodnie. Teraz albo nigdy- pomyślałem i rzuciłem się do drzwi. Chwilę potem Styles stał na środku zamkniętej piwnicy w oszołomieniu. Poprawiłem włosy i przygładziłem koszulkę. Cicho odsapnąłem i wytarłem kropelki potu z czoła. Zajrzałem jeszcze raz na drzwi, w których stał kędzierzawy. Spojrzał na mnie i westchnął.
- Myślisz, że jakieś drzwi powstrzymają mnie? I tak będziesz mój- ponownie westchnął, kręcąc przy tym głową w niedowierzaniu.- W takim razie ja tu chwilę poczekam, jeżeli nie wrócisz za 10 minut, wyważę te drzwi i będę musiał dać ci karę.- powiedział to z takim stoickim spokojem, że aż mnie zamurowało. Chciałem coś powiedzieć, ale w tym czasie on położył się i zamknął oczy. Postanowiłem nie ryzykować, chociaż nie i tak już ryzykuje, więc wybiegłem jak najszybciej z tego przeklętego domu i stanąłem na środku podwórka. Były tam trzy drogi. Każda prowadziła w inną stronę. Załamałem się. Nawet nie wiedziałem, gdzie tak naprawdę jestem. Wyglądało to na totalne pustkowie. Nie było tutaj innego domu. Na dodatek wszędzie pola. Spojrzałem, na zegarek przypięty do mojej ręki- 18:04. Jeżeli mówił prawdę za 6 minut zacznie mnie szukać. Wbiegłem ponownie do jego domku, zabrałem jego telefon i wbiegłem w te pole. Biegłem już od jakiś 5 minut, chcąc schować się. W pewnym momencie usłyszałem strzał, odwróciłem się automatycznie w miejsce, skąd dochodził hałas. Jak mogłem spodziewać się, sprawką tego był Styles, bo po chwili krzyknął: Wiem, że gdzieś tu jesteś Horan. Znajdę cię!- Jeżeli ktoś jest ciekawy, czy byłem przestraszony, to mało powiedziane. Byłem przerażony. Upadłem na kolana i szedłem na czworaka, dławiąc się płaczem. Nienawidziłem swojego położenia. Wyciągnąłem jego telefon i pospiesznie wykręciłem z pamięci numer do mojej mamy.
-Halo- usłyszałem jej roztrzęsiony głos.
- Mamo, ratuj....
- Boże Niall, nic ci nie jest?- nie odpowiedziałem.
- On ma broń mamo, boję się, uciekłem na pola, ale on mnie szuka- znów usłyszałem strzał tylko bliżej.- Mamo on mnie zabije- nie mogłem się opanować.
- Nialler spokojnie, gdzie ty jesteś?
- Nie wiem.... Mówił coś, że na północ od Glasgow.
- Gdzie? Jezu, czemu tak daleko? Niall poczekaj dam ci policjanta.- nie zdążyłem nic dodać, bo odezwał się zachrypnięty głos.
- Halo. Niall jesteś tam?
- Tak...
- Dobrze opowiedz mi jak wygląda miejsce, w którym jesteś i kto cię porwał.
- Więc jest to jakieś pustkowie. W pobliżu nie ma nic. Jego dom jest tutaj jedynym. Udało mi się uciec i schowałem się w polu, które ma kilka hektarów. Porwał mnie...- zawiesiłem się. Nie chciałem go wydać. Niby mnie skrzywdził i to nie raz, ale nie chcę go wydać. Nieważne jakim psycholem jest, jest ważny dla mnie. Kurde, to brzmi tak pojebanie.
- Niall wiem, że możesz bać się wydać, kto to jest, ale to dla twojego bezpieczeństwa, naprawdę.
- To... Harry Styles. Ma 16 lat, a przywiózł mnie tutaj samochodem. Ma broń i teraz prawdopodobnie mnie szuka. Podejrzewam, że ma rozdwojenie jaźni- powiedziałem na jednym wdechu.
- Dlaczego tak myślisz?- zapytał z ciekawości. Chwilę pomyślałem i zacząłem znowu mówić.
- Tak uważam, ponieważ w jednym momencie jest ... miły, przyjacielski, a w drugim bije mnie, pluje na mnie, szydzi ze mnie, no rozumie pan. Wszedłem na Wikipedię i wszystko pasuje. Tak samo jak zaatakował Amber u mnie w domu, to gdy się go o to pytałem, nic nie pamiętał.
- No dobrze powiedz mi jeszcze...- nie usłyszałem, co mówił policjant, bo krzyk Harry'ego mi to przeszkodził.
- Wiem, że tu jesteś, czuję twój strach- rozłączyłem się i zacząłem biec najszybciej, jak potrafię. Jakimś cudem wybiegłem na ulicę, pustą, ale chociaż ulicę. Biegłem wzdłuż niej, aż zabrakło mi sił, a ona się nadal nie kończyła. Postanowiłem wejść do lasu, ba zaczęło ściemniać się. Znalazłem jakieś duże, puste w środku drzewo, które leżało przewrócone. Nie wiele myśląc, wszedłem do niego i modliłem się, żeby mnie tutaj nie znalazł.

Obudziłem się, jak robiło się już jasno. Strzelam, że była to 6 rano. Powoli wyszedłem z mojego "schronu" i wyprostowałem nogi. Naprawdę coraz bardziej czułem się jak w jakimś filmie i na dodatek w horrorze. Skierowałem się przed siebie, kiedy to usłyszałem dźwięk łamanych gałęzi. Spanikowałem. To już mój koniec. Położyłem się na liściach, udając, że zemdlałem. Może nie będzie wtedy na mnie aż tak bardzo zły...
- Hej wszystko w porządku?- usłyszałem przyjemny głos, więc usiadłem i spojrzałem w tamtą stronę. Jak się okazało był to chłopak, na oko 17-18 lat i muszę przyznać, że przystojny. Wyciągnął rękę, którą złapałem i pomógł mi wstać.
- Tak, dzięki.- zapanowała cisza.- To ja już pójdę- i w tym był właśnie problem, bo nie wiedziałem gdzie iść. Stanąłem i podrapałem się po głowie.
- Nie wiesz którędy iść.- szepnął mi do ucha.
- Dokładnie- uśmiechnąłem się do niego.
- Chodź do mnie, ogrzejesz się- szczerze mówiąc, trochę bałem się. Może to kolejny wariat. Chociaż nie, nie poznam większego od Styles'a, po takim o to rozumowaniu poszedłem za nowo poznanym chłopakiem.
- Mogę wiedzieć, jak się nazywasz?- spytałem po 10 minutowej drodze- i dlaczego byłeś o takiej wczesnej porze w lesie?
- Nazywam się Jake, a o to drugie pytanie, mógłbym zapytać także ciebie. Jestem myśliwym- wskazał na strzelbę, której wcześniej nie zauważyłem. A ty?
- Nazywam się Niall.
- A co robiłeś w lesie?- dopytał mnie.
- Spałem- oznajmiłem nieco zawstydzony. On tylko roześmiał się perliście i o nic więcej nie pytał.
- Jesteśmy na miejscu- wszedł do małego domku i zostawił otwarte drzwi. Stanąłem i rozejrzałem się szybko po okolicy. Było tam dużo domków, więc odetchnąłem z ulgą.
Jake okazał się bardzo gościnny, sympatyczny, miły, zabawny i wesoły. Polubiłem go.
Porozmawialiśmy dużo, ale w pewnym momencie wyłączyłem się. Brunet podszedł do mnie i przyjrzał mi się. Po chwili odskoczył jak oparzony i podszedł do szafki.
- Czy ty... to ty jesteś tym chłopakiem, który zaginął?- zapytał. Ja jakby ocknięty z transu popatrzyłem na niego i lekko uśmiechnąłem się.- Może ja zawiadomię kogoś, co?
- Już wiedzą- odparłem beznamiętnie.
- Umm.. okej- chciał coś dodać, ale gdy usłyszeliśmy odgłos strzału wybiegliśmy z pokoju na ulicę. Był tam... on. Stał, a w jego oczach było widać złość. Gdy zobaczył mnie, zaczął iść w moim kierunku o dziwo z tak jakby lepszym humorem.
- Idziesz ze mną- zawołał, pokręciłem przecząco głową. Kędzierzawy parsknął i coraz szybciej szedł. Wbiegłem do domu Jake'a. Chciałem się gdzieś schować, cokolwiek. Jednak odwróciłem się i spostrzegłem jak brunet próbuje mnie bronić i wtedy stała się rzecz, której w ogóle się nie spodziewałem, a powinienem. Styles strzelił w niego, a Jake opadł na ziemię z głośnym łoskotem. Krzyknąłem przerażony i podbiegłem do niego. Dostał w brzuch. Z daleka dało się słyszeć odgłos karetki i policji. Harold pociągnął mnie z powrotem do lasu. Płakałem, znowu i to cholernie bardzo. Harry przytulił mnie, ale go odepchnąłem i osunąłem się po drzewie na ziemie.
- Hej, nie płacz. Musiałem cię bronić- usiadł koło mnie.
- Zabiłeś człowieka. To jest chore, niewybaczalne, a przede wszystkim nie ma na to wytłumaczenia Harry- spojrzałem w jego oczy. Kurde, naprawdę zaczynam je nienawidzić.
- Kocie, ale przynajmniej będziemy razem.- potarł moje kolano.
- Kurwa, nigdy nie będziemy razem, kiedy to do ciebie dotrze?!- powiedziałem to, nie wiele myśląc i od razu pożałowałem tego. Podniósł mnie, przyparł do drzewa i wpił się w moje usta.
- Nigdy to do mnie nie dotrze, bo już jesteśmy razem. Jesteś moją marionetką, co zechcę to to zrobisz. Nawet nie umiesz mi odmówić, a co dopiero odwrócić i uciec. To był tylko taki pokaz, ja to wiem. Jesteś uzależniony ode mnie. A teraz chodź - wziął mnie za rękę i poszliśmy do jego domu. Nie wierzę, że on miał rację. W jednym, ale miał. Jestem od niego uzależniony, nie potrafię tak po prostu uciec, co widać, bo znowu idę z nim, trzymając się za dłonie. Jak bardzo chciałbym teraz cofnąć czas...
Weszliśmy do pokoju, a on mnie od razu rzucił na łóżko. Mogłem się tego spodziewać. Zaczął obcałowywać moją szyję. Ściągnął moją koszulkę i rzucił za łóżko. Wrócił do pocałunków, tylko tym razem mojej klatki piersiowej i brzucha. Mój oddech zaczął przyspieszać.
- Uwielbiam patrzeć, jak na ciebie działam- mruknął w moje usta, które po chwili były miażdżone w mocnym pocałunku. Jednak znalazłem trochę siły w sobie i odepchnąłem go od siebie.
- Nie chcę. Zostaw mnie- powiedziałem cicho.
- Spokojnie to nie będzie tak bardzo boleć.
- Ale ja nie chcę...- oznajmiłem.
- Mnie to już nie obchodzi.- znowu pocałował mnie i od razu zaczął ściągać moje spodnie. Próbowałem się wydostać z jego uścisku, ale był za mocny. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach. Spojrzałem w jego oczy, było w nich pożądanie. Wiedziałem już, że nie ucieknę, chociaż tak bardzo chciałem. Styles widząc, że przestałem się szarpać, puścił mnie i ściągnął moje bokserki. Czułem się podle...
- Nie rób tego, proszę.- szepnąłem. On mnie jednak nie posłuchaj i wziął mojego penisa do buzi. Na to doznanie jęknąłem cicho. Harry przyspieszył ruchy i po jakiś 3 minutach doszedłem w jego ustach. On przełknął białą ciecz i pocałował mnie. Dało się czuć słonawy posmak. Po chwili podniósł mnie i kazał mi opleść go nogami. Zrobiłem to, ale zbytnio nie wiedziałem, dlaczego mam to zrobić. W tym samym momencie krzyknąłem, bo poczułem coś twardego w sobie. Kędzierzawy tylko przeciągle jęknął i zaczął poruszać się we mnie szybko. Natomiast ja szlochałem cicho z powodu bólu. Nie czułem przyjemności tylko obrzydzenie do samego siebie. Trzymałem się go kurczowo nawet nie wiem dlaczego. Chciałem, żeby to się wszystko szybko skończyło. Harry ciągle jęczał, a mnie to jeszcze bardziej dołowało. Aż w pewnej chwili dotknął mnie w prostatę, tym razem to ja jęknąłem i odchyliłem głowę do tyłu. To akurat było przyjemne. Loczek doszedł, ja chwilę po nim. Wyszedł ze mnie, chociaż ja i tak go ciągle czułem w sobie. Jego spermę...  Oznajmił, że idzie wziąć prysznic i że jak chcę mogę do niego dołączyć. Oczywiście nie zamierzałem. Skuliłem się na podłodze. Było mi niedobrze, kręciło mi się w głowie. I czekałem... na zbawienie? Nagle drzwi otworzyły się i wpadła policja z moją mamą. Podbiegła do mnie i przykryła moje nagie ciało kocem. Mówiła coś do mnie, ale słowa tak jak obraz rozmazywały mi się. Zwymiotowałem. Zobaczyłem chyba Harry'ego, którego gliny zakuwali w kajdanki. Krzyczał coś do mnie, że mnie kocha, żebym powiedział im, żeby go nie zamykali. Dalej nie wiem co się stało, bo zemdlałem. Gdy się lekko obudziłem byłem w karetce, która jechała na sygnale. Nie miałem pojęcie, co się dzieje. Przecież nikt mi nic nie podał. Lekarze mówili coś o podaniu surowicy. Czy ukąsił mnie.... wąż? Rzeczywiście, kiedy obudziłem się w tym drzewie strasznie mnie noga bolała, ale nie myślałem, że ukąsiło mnie coś. Zacząłem się dusić. Aparatura zaczęła pikać. Nadmiar wrażeń, aż w końcu zapadłem w " mocny sen" z którego szczerze mówiąc nie chciałem się budzić, bo po co?

Więc rozdział jest nawet wcześnie jak na mnie xd  Umm... i jest szczerze mówiąc dziwny i pokręcony, ale to chyba tutaj normalne. Więc czekam na wasze opinie, czy nie przesadziłam >.< Przepraszam za wszelki błędy, spieszyłam się.

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 7

Witam! Rozdział jednak później niż planowałam. Zwalę to na to, że w piątek wróciłam z wycieczki szkolnej i nie dałam rady w ogóle tego zacząć. Chciałam zawiązać jeszcze do jednego komentarza. Po pierwsze nie rozumiem, jak można to porównać do " Mody na sukces " Po drugie nikt nie powiedział, że to opowiadanie będzie realne. Osoba chora psychicznie może porwać człowieka, a nawet go zabić.O to jak pociągnę to opowiadanie, nie musicie się martwić. Poradzę sobie. Dobra to opowiadanie miało wyglądać inaczej. Po prostu zdałam sobie sprawę, że to będzie nudne. Zarys fabuły zostaje ten sam, co na początku. Jedynie są tutaj dodatki. Tak to nazwijmy. Wcale nie czepiam się i przyjmuję krytykę. Chciałam to wytłumaczyć. To tyle ode mnie. Zapraszam na rozdział.

Samochód wjechał w kolejne dziury. To aż dziwne, że jeszcze nie zwymiotowałem. To chyba przez... nie, nie wiem przez co, może przez strach? W końcu jakiś wariat wrzucił mnie do bagażnika i wywozi nie wiadomo dokąd. Następna dziura. W tym właśnie momencie miałem wrażenie, że puszczę pawia. Jednak postanowiłem poczekać i uspokoić się, choć trochę. Jednak nie było mi dane spowolnić pracę mojego serca, bo co chwila samochód podskakiwał. Zakręciło mi się w głowie i poczułem, jak mój żołądek skacze do gardła. Zapukałem lekko w szybę, mając nadzieję, że Harry usłyszy i nie będę musiał rzygać do samochodu.
- Co!- warknął. Widać, że nie ma zbytnio dobrego humoru.
- Nie chcę ci przeszkadzać- powiedziałem na wszelki wypadek- ale zaraz chyba zwrócę śniadanie.
Po chwili skręciliśmy w prawo i samochód zatrzymał się. Silnik zgasł i usłyszałem otwieranie drzwi i bagażnika. Ku mojemu zdziwieniu było już ciemno. Musieliśmy jechać kilka godzin. Styles stanął obok i czekał aż wyjdę. Tak też zrobiłem. Znowu poczułem zawroty głowy i podbiegłem do pobliskiego krzaka, upadłem na kolana i jednym słowem ulżyłem sobie. Harry widząc mój stan, tak jakby złagodniał. Jego wyraz twarzy był zupełnie inny niż przed chwilą. Spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się ciepło.
- Pójdę po wodę.
- Proszę- podał mi butelkę, kiedy wrócił. Upiłem łyk i usiadłem na dużym kamieniu. Byliśmy w lesie. Zaczął wiać wiatr, a moim ciałem mimowolnie wstrząsnęły dreszcze.  Widok, jak z horroru. Nie dość, że noc to jeszcze las i na deser człowiek, który jest dziwny... Odwróciłem się do kędzierzawego. Miał zamknięte oczy i tak jakby wsłuchiwał się w szum drzew. Uspokoił się. Postanowiłem, że spróbuję nawiązać z nim rozmowę  na temat miejsca, do którego jedziemy.
- Hazz?- otworzył oczy i wlepił we mnie swoje zielone ślepia.
- Tak Nii?
- Gdzie jesteśmy?- zapytałem nieśmiało.
- W lesie- oznajmił i przeciągnął się. Usłyszałem jakiś huk i automatycznie spiąłem się.
- Co to było?- przetarłem rękoma swoje ramiona.
- Boisz się?- przybliżył się do mnie.
- Tak trochę- uśmiechnąłem się słabo.
- Chodź do mnie- wyciągnął ręce, w geście przytulenia. Niepewnie wtuliłem się w jego tors. Był taki ciepły. Wciągnąłem jego zapach i cicho westchnąłem, pachnął tak swojsko. Objął mnie mocniej. Co ze mną jest nie tak? Normalny człowiek uciekłby, gdzie pieprz rośnie. Jednak ja siedzę tutaj, tulę się do niego i czuję się jak w siódmym niebie. Tylko żeby było jasne. Wolę tę drugą osobowość. Jeżeli można to tak nazwać.
- Nialler musimy jechać. To już niedaleko- wyciągnął dłoń, którą złapałem. Poszliśmy
do wozu i odjechaliśmy. O dziwo pozwolił mi siedzieć na miejscu pasażera, a nie w bagażniku. Kiedy to jechaliśmy, wpatrywałem się w drzewa, które tak jakby uciekały.  Liczyłem, że zauważę jakąkolwiek tabliczkę z nazwą miejscowości, lecz z każdą minutą miałem coraz większe wrażenie, że to jest jakieś pustkowie bez miejscowości.  Poczułem rękę na moim kolanie.
- Prześpij się kocie. Jednak będziemy jeszcze trochę jechać- przytaknąłem i oparłem głowę o szybę. Przed zaśnięciem ciągle czułem jego dłoń na mojej skórze. Przyprawiło mnie to o mały uśmiech.

Obudziły mnie promienie słońca. Powoli otworzyłem oczy. Był ranek. W sumie jechaliśmy tutaj z kilkanaście godzin i jesteśmy na jakimś pustkowiu. Podniosłem głowę, dopiero w tamtym momencie zauważyłem, że ktoś mnie niesie.  Tak jak myślałem, był to Harry.
- Dzień dobry księżniczko- szepnął mi do ucha.
- Dobry- mruknąłem- Dojechaliśmy już?- zapytałem zaspanym głosem.
- Tak- powiedział Harry i kopnął drzwi wejściowe- Jesteśmy- położył mnie na łóżku, usiadł koło mnie i głośno odsapnął.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- Na północ od Glasgow.
- Że gdzie? Ale... przecież.... byliśmy w Londynie. Czy ciebie naprawdę pojebało?- oburzyłem się.
- Kotku...
- Przestań!- wstałem z kanapy- Powiedz mi dlaczego? Co my tu robimy? Czuję się jakbyś mnie porwał, nie wiadomo po co. Harry ja się ciebie boję!- wyrzuciłem to z siebie.
- Ty mnie się boisz?- pociągnął mnie za rękę tak, że teraz siedziałem na nim i niepewnie patrzyłem mu w oczy. - Przecież jestem nieszkodliwy. Nie zrobiłbym tobie nigdy krzywdy, mały- pogłaskał mnie po policzku, a po mnie rozlała się fala ciepła.
- Ale przecież chciałeś zrobić krzywdę Amber- rzekłem.
- Ja? No coś ty, muchy bym nie skrzywdził- zaśmiał się perliście.
- Ale przecież... wczoraj... z nożem... jak to nie pamiętasz?- zdziwiłem się.
- Może to był sen, co?- poczochrał mnie po włosach.
- Nieprawda!- oburzyłem się.
- Nialler, nie drąż tematu- poszedł do kuchni- Jesteś głodny?
- Ugh... Tak trochę!
- Wiedziałem- wyjrzał zza drzwi i po chwili wrócił z talerzem zupy. Wyciągnąłem ręce po nią, lecz Styles nie chciał mi jej oddać- Nakarmię cię.
- Um... okej- uśmiechnąłem się.
Mogę śmiało stwierdzić, że to było moje najlepsze śniadanie. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, przytulaliśmy. Byłem szczęśliwy.
- Przestań!- zawołałem, kiedy to loczek zaczął mnie łaskotać.
- Zmuś mnie!- mruknął zmysłowo, a ja nie wytrzymałem i wpiłem się w jego usta. Cicho westchnął, a ja byłem pewny, że jestem czerwony jak burak. Kiedy odkleiliśmy się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza, wtuliłem się w niego. Z każdą minutą spędzoną z nim, czułem do niego coś więcej.
- Chodź, pójdziemy na spacer- złapał mnie za biodra i wyprowadził na świeże powietrze.
- Gdzie idziemy?- spytałem zaciekawiony.
- Przed siebie- oznajmił i chwycił mnie za dłoń.
Szliśmy już jakąś godzinę w ciszy. Ta cisza była potrzebna, przynajmniej dla mnie. Mogłem wszystko przemyśleć.
-  Co ty taki cichy?- zatrzymał się Haz i spojrzał na mnie.
- Cieszę się tą chwilą- powiedziałem i uśmiechnąłem nieśmiało.
- Wiesz, że jesteś słodki?- przybliżył się do mnie i pocałował czule. Miałem wrażenie, że zaraz upadnę, tak miałem miękkie nogi. Resztę drogi rozmawialiśmy na błahe tematy. Aż trudno było mi uwierzyć, kiedy to przypomniałem sobie jego wcześniejsze  zachowanie. Wydawało mi się, że zmienił się. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo myliłem się. Gdy wróciliśmy do domu usiedliśmy na kanapie. Oczywiście nie obyło się bez czułości. Jednak postanowiłem dowiedzieć się, po co tak daleko jechaliśmy.
- Harreh mogę wiedzieć, dlaczego tak daleko jechaliśmy?
- Żeby nikt cię nie szukał i żebyś ty nie chciał uciec.
- Ale dlaczego?- zaskoczył mnie.
- Niall kocham cię- powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Ucieszyłem się jak małe dziecko, chociaż nie odwzajemniałem jego uczucia. Jeszcze.
Jednak on po chwili kontynuował:
- Dlatego już na zawsze ze mną zostaniesz- iii bańka mydlana prysła. Wiedziałem, że byłoby to zbyt piękne. Jednak miałem nadzieję, że może zabrał mnie tutaj na tydzień, ale nie na całe życie... Chciałem coś powiedzieć, ale Styles włączył telewizor. Akurat trafiliśmy na wiadomości. To co tam zobaczyłem, przeraziło mnie. Stała tam moja mama, Amber i Liam.
Przemówiła moja rodzicielka:
- Wczoraj o godzinie 19 wróciłam do domu. Nie było tam mojego syna Niall'a. W jego pokoju był straszny bałagan, wybita szyba i trochę krwi. Przerażona próbowałam się do niego dodzwonić, ale jego komórka była w salonie. On nigdy bez niej nie wychodzi. Zadzwoniłam wiec do Amber- wskazała na roztrzęsioną blondynkę- opowiedziała mi co się stało. Podobno jego kolega Harry napadł na nią z nożem, a Niall ją obronił. Podejrzewamy, że to właśnie on go porwał, ponieważ jego też nigdzie nie ma. Rzeczywiście leżała u mnie na stole kartka, że nic mojemu synowi nie jest, lecz to nie było jego pismo. Proszę każdego, kto widział mojego syna o kontakt. Jeżeli ktokolwiek przekaże nam informacje na temat jego pobytu dostanie nagrodę pieniężną. Oto jego zdjęcia. Moja mama pokazała nasze wspólne zdjęcie ze świąt Wielkanocnych. Lzy zaczęły mi lecieć po policzkach. W tym samym momencie Harry rzucił pilotem i zaczął przeklinać. Wybiegł z domu na podwórko. Poszedłem za nim. Wyglądał na rozwścieczonego.
- Harry?
- Nie podchodź do mnie.
- Ale... Haz- złapałem go za rękę- po chwili poczułem mocne uderzenie w twarz i zauważyłem krew, która sączyła się z mojego nosa. Opadłem na kolana i zaniosłem się szlochem. Harry tylko na mnie splunął, wsiadł do samochodu i odjechał z głośnym piskiem opon. Nie wiem dlaczego, ale od razu pobiegłem do salonu i włączyłem laptopa. Normalnie  powinienem skontaktować się z mama, ale miałem teraz ważniejszą sprawę. Wpisałem w google- rozdwojenie jaźni i wszedłem na stronę Wikipedii.  Jedno zdanie mnie przyciągnęło- "Jako dysocjacja, osobowość mnoga wytwarza się po szczególnie bolesnych,traumatycznych przeżyciach i kryzysach, przebytych w dzieciństwie i powiązanych z tematyką śmierci oraz seksualności." - Jeżeli Harry naprawdę choruje na te przypadłość, ciekawe co przytrafiło mu się w przeszłości. W pewnym momencie usłyszałem huk i podskoczyłem. Był to Harry. 
- Co ty robisz? Skontaktowałeś się z kimś?- wrzasnął.
- Nie... nie
- Daj mi to- wyrwał laptopa z moich rąk i zaczął czytać- uważasz mnie za chorego psychicznie?!- złapał mnie za koszulkę i podniósł. 
- Nie Harry, po prostu chciałem coś sprawdzić.
- Kłamiesz- krzyknął głośniej i pociągnął mnie do piwnicy. Teraz tu sobie poleżysz- wrzucił mnie i przypiął moją kostkę do łańcucha.- Do zobaczenia- roześmiał się i wyszedł.
 Płakałem, możliwe że przez kilka godzin. I z tego, że czułem się oszukany, bo poczułem coś do chłopaka, który ma dwie twarze i płakałem z powodu tego, co będzie dalej.  W pewnym momencie drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Styles. Najgorsze, że nie wiedziałem, czy to Harry- dobry czy zły. Podszedł do mnie i pocałował mnie mocno w usta. Drugą ręką odpiął łańcuch i przyparł mnie do ściany. 
- Teraz się zabawimy- zerwał ze mnie koszulkę i zaczął obcałowywać moją szyję mokrymi pocałunkami. Najgorsze było to, że z jednej strony mnie to podniecało, a z drugiej przerażało.

Jeny naprawdę nie sądziłam, że tak długo zajmie mi to pisanie. Zaczęłam o 11, a jest 21 o.o Oczywiście pisałam z przerwami, bo z okazji dnia Matki musiałam posprzątać cały dom. Tak czy siak przepraszam i za opóźnienie i za błędy :>
Umm... chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że zmieniłam aska, piszcie na- tego

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 6

Jeeej dziękuję za 13 komentarzy <3 Jesteście niesamowici. Nie przedłużając, zapraszam do rozdziału.

Rano obudziłem się cały spocony. Amber przy mnie nie było, może to i lepiej. Wyglądałem, jak spocona świnia. Skąd to porównanie? Moja twarz była opuchnięta i cała czerwona. Dotknąłem rękoma szyi. Była nabrzmiała  i strasznie obolała. Chciałem zawołać mamę, ale z trudem dałem radę otworzyć buzię. Toteż wstałem z łóżka, lekko chwiejąc się. Czułem, jak z każdym krokiem bardziej kręci mi się w głowie. Poszedłem do mamy. Ona widząc mój stan, podskoczyła.
- Dziecko! Co ci się stało!- powiedziała nieco głośno. Przyłożyła dłoń do mojego czoła i skrzywiła się.- Masz gorączkę. Poczekaj zadzwonię po dr Stevena.
- A gdzie Amber?- wyszeptałem. 
- Poszła. Mówiła, że musi coś załatwić. Teraz idź do łóżka, a ja zrobię ci herbatę- wskazała ręką na schody. Wolnym krokiem doczołgałem się do mojego posłania.
Po około godzinie, ktoś zapukał do mnie. Był to lekarz.
- Witaj Niall. Jak się czujesz?
- Źle- sapnąłem i usiadłem na łóżku. Mężczyzna podszedł i zaczął mnie badać. Zadał mi kilka pytań, osłuchał, poklepał i wyszedł bez słowa. Dopiero po kilkunastu minutach, w progu mojego pokoju pojawiła się moja rodzicielka ze smutną miną.
- Ech Nialler. Coś mi się wydaje, że trochę tu posiedzisz- spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
- Co mi jest?- zachrypiałem.
- Masz świnkę. Niby nic poważnego, ale trochę się nacierpisz. Najlepiej by było, żeby ktoś z tobą siedział. Szkoda, że Liam jest w szpitalu.
- A Amber?- cicho spytałem. 
- Jak dobrze pamiętam, nie miała świnki. Nie będziemy jej narażać. Teraz idź przespać się. Przyjdę później. 

Przespałem cały dzień. Kiedy obudziłem się, okazało się, że był już ranek następnego dnia. Muszę przyznać, że lepiej czułem się. Zeszła mi trochę opuchlizna i mogłem już mówić. Usłyszałem dźwięk dzwonka drzwi. Ciekawe, kogo niosło. Po chwili rozniósł się głos mojej mamy.
- Niall masz gościa- zdziwiłem się, bo w końcu moja matka, nie wpuściłaby osoby, która nie zachorowała kiedyś na świnkę.
W tym samym momencie ktoś wszedł do pokoju. Był to Harry, co strasznie mnie zdziwiło. Rozejrzał się po pokoju, jakby kogoś szukał. Gdy skończył, pomachał i usiadł koło mnie.
- Hej Ni.- uśmiechnął się współczująco- Jak się czujesz?
- Co ty tu robisz?- zapytałem, pomijając jego pytanie.
- Przyszedłem cię odwiedzić. Nie było cię w szkole- powiedział jakby z wyrzutem.
- Rano źle się czułem i jak okazało się, mam świnkę. A co martwiłeś się?- zdziwiłem się.
- I to jak cholera. Myślałem, że ta blondyna coś ci zrobiła.
- Masz na myśli Amber?- zaskoczył mnie. Nie odpowiedział, tylko zacisnął rękę na moim ramieniu.
- Jesteście razem?- wycedził przez zęby.  Nie wiedziałem, co powiedzieć, bo w sumie wczorajsza sytuacja była zmyślona, ale z drugiej strony nie chciałem wyjść na dziwaka, który uważa swoją  przyjaciółkę za dziewczynę.
- Ta-aak- zająknąłem się.
- Nie możecie być razem!- krzyknął.
- Harry uspokój się- przestraszyłem się. Styles zaczął chodzić po pokoju, powtarzając w kółko- Nie możecie być razem.
Wstałem z łóżka z zamiarem uspokojenia chłopaka, lecz z momentem, gdy zmieniłem położenie, dostałem zawrotu głowy i przewróciłem się. Harry podniósł mnie i posadził na moim łóżku.
- Wszystko w porządku?- pogładził mój policzek, na którym pojawiło się lekkie otarcie.
- Słabo mi- mruknąłem. Po chwili poczułem silne ramiona, oplatające mnie. Było mi nadzwyczaj dobrze, za dobrze. Myślałem, że odpłynę do krainy Morfeusza, kiedy to kędzierzawy przemówił.
- To ona cię zaraziła. Musisz z nią zerwać- oznajmił.
- Dlaczego?
- Bo jesteś mój i tylko mój. Wykończę każdego, kto będzie próbował mi ciebie zabrać.
- Ale... Nie możesz. Nie możesz decydować o moim życiu- zdenerwowałem się.
- Mogę, wszystko mogę- w jego oczach była dziwna iskra. Podszedł do mnie i wpił się w moje usta. Rozlała się po mnie fala gorąca, ale odepchnąłem go. Nieważne, że byłem cały czerwony. Zwalmy to na chorobę.
- Co ty wyprawiasz?- oburzyłem się- myślisz, że możesz mnie całować, kiedy zechcesz?
- No tak- poruszył znacząco brwiami.
- Wyjdź stąd- warknąłem. Styles zdziwiony moim zachowaniem, odszedł ode mnie.
- Dobrze, potrzebujesz czasu, rozumiem. Jeżeli z nią nie zerwiesz, to komuś może stać się krzywda.- powiedział i wyszedł z mojego pokoju.

Wieczór minął mi dość normalnie. Leżałem na kanapie i oglądałem telewizje, kiedy to moja mama wyszła do koleżanki. Oczywiście nie chciała mnie zostawić samego, ale po godzinnej kłótni, wyszła obrażona. Więc została mi tylko telewizja. Nawet nie mam od kogo pożyczyć zeszytów, żeby nadrobić lekcje. Przecież nie poproszę o nie Harry'ego. Nikogo więc zapewne nie dziwi, że leżę i myślę nad swoim życiem. Jest już koło dwunastej w nocy i w telewizorze lecą same ... no wiecie. Rzeczy przy których jednym słowem można sobie obciągać. Jednak dzisiaj nie mam na to ochoty. To aż dziwne. Wstałem i podszedłem do okna. Była pełnia księżyca. Zauważyliście, że na księżycu są plamki, bo ja pierwszy raz je zobaczyłem. Jako, że to dla mnie  niecodzienny widok, wyszedłem na balkon i wziąłem krzesło. Przy takim widok człowiek uspokaja się,  spostrzega więcej szczegółów, wycisza swój umysł i co najważniejsze, jest w stanie racjonalnie myśleć i podejmować właściwe decyzje. W takim właśnie klimacie rozmyślałem nad różnymi sprawami i doszedłem do kilku wniosków. Po pierwsze, tak naprawdę mam tylko dwójkę przyjaciół. Po drugie, nie wiem jakiej jestem orientacji. Po trzecie Harry mnie zastrasza i na serio zaczynam się go bać. Jedyne co nie daje mi spokoju, to ten pocałunek. On był... inny. Tak to chyba dobre słowo, ale w ogóle Styles jest inny, dziwny, a zarazem intrygujący. Kiedy do mnie podchodzi mimowolnie wstrząsają moim ciałem dreszcze i to jest wkurzające. Chciałbym żeby podobał mi się jakiś normalny chłopak, a nie taki jak kędzierzawy. W związku powinno czuć się bezpiecznie, a po Haroldzie nigdy nic nie wiadomo. Dlatego też muszę zaprzestać o nim myśleć i przestać pragnąć jego dotyku. Usłyszałem ciche pukanie, jednak to nie mogła być moja mama, bo napisała do mnie, że zostaje u swojej koleżanki na noc, bo nieźle najebała się. Kocham w niej to, że zawsze wszystko mówi prosto z mostu. Wstałem z krzesła i szybkim krokiem skierowałem się do drzwi wejściowych. Stała w nich zapłakana Amber. Od razu ją przytuliłem.
- Am, co się stało?- pociągnąłem dziewczynę za rękę i posadziłem na łóżku.
- Pokłóciłam się z matką, znowu. Tylko teraz na poważnie. Powiedziała, że mnie wydziedzicza. - zaniosła się głośnym szlochem.
- Już spokojnie. Przejdzie jej. Znasz ją, zawsze powie o dwa słowa za dużo. Jak na razie zostaniesz u mnie na noc, dobrze?
- Okej.- wtuliła się jeszcze raz do mnie i wskoczyła do łóżka. Nie przeszkadzało jej, że mam chorobę zakaźną, a ja przecież jej nie wyrzucę. Nie chcąc spać na niewygodnej kanapie, położyłem się z nią.

Właśnie śniły mi się latające snickersy, kiedy to usłyszałem dzwonek do drzwi. Że była to 9 rano, a moja mama ma klucze postanowiłem nie otwierać. Było bardzo prawdopodobne, że nieproszony gość, zaraz sobie pójdzie. Jednak był to strasznie uparty człowiek. Nadal nie zamierzałem otworzyć. Jedynie przytuliłem się bardziej do przyjaciółki, która już nie spała.
- Zaraz mnie kurwa szlak trafi- oznajmiła, a ja roześmiałem się na jej słowa.
- A chce ci się otwierać?- spytałem.
- Nieee- powiedziała i jednocześnie ziewnęła.
- Właśnie- wystawiłem jej język.
Po chwili donośne pukanie, zamieniło się w ciszę. Mieliśmy nadzieję, że wkurzająca osoba odeszła, lecz znowu pomyliliśmy się. Dało się słyszeć tylko trzask drzwi, tupot butów o schody i głośne dyszenie. W moich drzwiach pojawił się... Harry. Patrzył w podłogę i próbował uspokoić oddech, kiedy to podniósł burzę loków, jego mina diametralnie zmieniła się.
- Ja tu martwię się o ciebie, dobijam się do drzwi, a ty ją najzwyczajniej w świecie pieprzysz? Tę lafiryndę? Co ja ci wczoraj mówiłem!- krzyczał jak jakiś chory psychiczne. Poprawka. On jest chory psychicznie.
- Hazz to nie tak- spróbowałem mu wytłumaczyć, jednak nie za bardzo mi to wyszło.
- Nie tak? To jak kurwa?!- podszedł do mojej szafki nocnej i kopnął ją.Po chwili zamachnął się i uderzył pięścią o okno, którego szkło poleciało na wszystkie strony, raniąc przy okazji Stylsa dłoń. Słychać było tylko przekleństwa, wydobywające się z jego ust. Gdy przestał, spojrzał na Amber i warknął.
- A ty jeszcze tutaj? Wynoś się stąd dziwko.
- Nie pozwalaj sobie Styles- zacząłem bronić Heard.
- Co ja ci mówiłem? Jesteś mój i gówno mnie obchodzą inni. Zraniłeś mnie i okłamałeś. Nigdy ci tego nie wybaczę!- tym razem wrzasnął, a z jego ręki sączyła się krew i skapywała na moją podłogę. Harold pobiegł szybko na dół. Myślałem, że wyjdzie, ale znów zawiodłem się. Po chwili wparował do pomieszczenia z nożem.
- Ha-ary?- wydusiłem z siebie.
- Spokojnie tobie nic nie zrobię. Muszę pozbyć się tylko jej- wskazał na Amber.
- Przestań!- powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę, która płakała. Kędzierzawy niebezpiecznie przybliżał się do niej. Postanowiłem coś zrobić, bo może to źle się skończyć. Spróbowałem go od niej odciągnąć i dopiero za którymś razem na mnie spojrzał. Płakałem i cały trząsłem się. On tylko zbliżył się do mnie i mocno przytulił, po czym szepnął na ucho:
- Zaraz będzie po wszystkim.- westchnął i zbliżył się do blondynki strasznie blisko. Przyłożył nóż do jej gardła, powiedział jej coś cicho i zamachnął się. W ostatniej chwili przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem w usta. Harry najwidoczniej zdziwiony upuścił nóż i pogłębił pocałunek. Nie wiecie jak bardzo chciałem go wtedy odepchnąć i zrobić krzywdę, ale dla własnego jak i Amber bezpieczeństwa, wolałem nie ryzykować. Kątem oka zobaczyłem jak dziewczyna ucieka, więc kamień spadł mi z serca. Można powiedzieć, że za bardzo potem się wciągnąłem, bo po 3 minutach loczek siedział na mnie i ściągał ze mnie koszulkę. Jednak w porę oprzytomniałem i go odepchnąłem. Spojrzał na mnie zaskoczony i jednocześnie oburzony. Natomiast ja przetarłem rękoma oczy i pomasowałem sobie skronie.
- Ja pierdole co tu się dzieje?- szepnąłem do siebie. Poczułem jak Harry łapie mnie za dłoń i przygląda się.
- To nic złego. Najważniejsze, że się kochamy i nic nie jest  w stanie nas rozdzielić.
- Że co?- wyrwałem swoją dłoń z jego ucisku.- Nie nie, Harry ja cię nie kocham. Nigdy nie kochałem i  nigdy nie pokocham. Jesteś chory! Chciałeś zabić moją przyjaciółkę  musiałem ci jakoś przeszkodzić i ...- nie dokończyłem, bo spoliczkował mnie.
- Jak mogłeś.... Teraz idziesz ze mną- warknął i wziął mnie na ręce- Spokojnie już mi nie uciekniesz. Nigdy- wrzucił mnie do bagażnika. Usłyszałem tylko dźwięk silnika i jak samochód ruszył. Nie wiem co mnie bardziej przestraszyło, czy to, że nie wiem co chce ze mną zrobić i gdzie mnie wywieźć, czy to, że on ma tylko 16 lat i właśnie prowadzi samochód.

Przepraszam, że dodaję w niedzielę, ale miałam pewne komplikacje. Zdaję sobie sprawę, że ten rozdział mi zbytnio nie wyszedł. Miałam problemy z napisaniem go, bo zbytnio nie wiedziałam o czym. Wiem, że jak na 6 rozdział może wydawać się, że akcja idzie za szybko, bo już całują się, ale w tym momencie to jest normalne i będzie częściej. Tak samo wydaje mi się, że to opowiadanie nie będzie zbyt długie. Jak dojdę do 15 rozdziału to będę szczęśliwa, ale to jeszcze okażę się.
Chciałam jeszcze powiedzieć, że biorę udział w konkursie BLOG MIESIĄCA: MAJ 2013 i byłoby mi miło gdybyście zagłosowali < w komentarzach >  jestem pod 1 na http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/2013/05/blog-miesiaca-maj.html
Z góry dziękuję i zapraszam do komentowania :D

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 5

Chciałam tylko podziękować za tyle komentarzy i za słowa typu: Jeżeli zawiesisz bloga to cię- i tu wasze pomysły xd Na prawdę pomagały i dlatego zaczęłam już w niedzielę pisać rozdział, żeby dodać w piątek. Wydaję mi się, że jest to najdłuższy ze wszystkich rozdział i nic nie dzieję się. Harry zachowuje się jak małe dziecko, ale powiedzmy, że u niego to normalne :3 Tak więc zapraszam Ach i jeszcze jedno będę pisać oczami Niall'a prawie zawsze. W końcu Harry jest tutaj chory psychicznie. No to teraz was zapraszam!

* Oczami Niall'a *

Powoli otworzyłem oczy i od razu słońce powitało mnie swoimi promieniami. Na początku nie wiedziałem, co robię w szpitalu, lecz gdy tylko zobaczyłem Harry'ego trzymającego moją dłoń, wszystko mi się przypomniało. Chciałem coś powiedzieć, ale zobaczyłem, że kędzierzawy płacze.
- Harry dlaczego płaczesz?- spytałem zachrypniętym głosem.
- To przeze mnie tu leżysz. To ja cię skrzywdziłem- krzyknął i podniósł się z krzesła. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju, aż w końcu kopnął śmietnik, który pod jego siłą pękł.
- Harry! Uspokój się. Było, minęło.
- Mogłeś zginąć- upadł na podłogę i wierzgał nogami, jak małe dziecko, które nie dostało zabawki. Nie wiedziałem, co mam w tym momencie zrobić. Nie dość, że bolała mnie strasznie głowa, to Styles rzucał się na ziemi.
- Harold do mnie natychmiast- powiedziałem poważnym tonem. On jak posłuszne dziecko usiadł koło mnie na łóżku i spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami. Momentalnie zaschło mi w gardle, zupełnie nie wiedziałem dlaczego. Gdy uciekłem od niego wzrokiem, Harry zgarnął moją grzywkę z oczu i zbliżył swoją twarz do mojej. Nie mogłem się ruszyć. W tym samym momencie ktoś zapukał. Usłyszałem tylko jak loczek szepnął- cholera.
- Witam panie Horan. Jak głowa?- zapytał się lekarz, na oko koło czterdziestki.
- Dzień dobry. Już lepiej, chociaż ciągle mam wrażenie, jakby mi tam w środku buzowało.- oznajmiłem.
- To normalne. Straciłeś dużo krwi. Jeszcze chwila, a mogło to się dla ciebie skończyć o wiele gorzej. Dobrze, że pan Styles przyniósł cię do pielęgniarki.- na  słowa lekarza poczułem jak Harry wbija paznokcie w prześcieradło. Pogłaskałem go po ręce.
- Kiedy mogę wyjść?- zapytałem, nie puszczając dłoni chłopaka.
- W zasadzie teraz- powiedział doktor, patrząc ostatni raz w moją kartę.
- O to super. Mam tylko pytanie. Czy leży w tym szpitalu Liam Payne?
- Tak, w sali numer 27 na drugim piętrze. Znacie się?
- Tak, jest to mój przyjaciel- odpowiedziałem- Dziękuję.
- Do usług. Uważaj na siebie. Mam nadzieję, że już się więcej nie spotkamy- rzekł mężczyzna.
- Tak- uśmiechnąłem się i wstałem, biorąc przy okazji swoje ubrania.
- Nie możesz do niego iść- usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się i zobaczyłem rozwścieczonego Harry'ego.
- Niby dlaczego?- spojrzałem na niego, jak na idiotę.
- Nie powinieneś spotykać się z nim.
- Nadal nie rozumiem dlaczego.- westchnąłem, biorąc torbę w rękę.
- Booo...- przedłużył ostatnią literę.
- No słucham- cisza.- Więc jak nie masz argumentu, to pozwolisz, że teraz opuszczę pokój i podążę do Liam'a.
- Jeżeli wyjdziesz, to pożałujesz.- usiadł na łóżku, jakby nigdy nic. Postanowiłem jednak zignorować, to co powiedział, więc wyszedłem, prychając pod nosem i głośno trzaskając drzwiami. Zapewne gdybym został, zobaczyłbym na jego twarzy szelmowski uśmiech.

Tak jak lekarz powiedział, skierowałem się do sali numer 27.  Na korytarzu mijałem różne osoby. Począwszy od ludzi z różnorodnymi złamaniami, osobami  na wózkach inwalidzkich, płaczących dzieci, niecierpliwych pacjentów, siedzących na plastykowych krzesełkach, a kończąc na wariatach biegających po korytarzu w tę       i we w tę . Mimowolnie pomyślałem o Harrym. Czy on jest chory psychicznie? Czy naprawdę jest zdolny wyrządzić krzywdę ze skutkiem śmiertelnym? Czy powinienem go unikać, czy może powinienem zaprzyjaźnić się z nim? Coraz to nowe pytania nasuwały mi się na myśl, a na żadne nie znałem odpowiedzi. Przechodząc koło sali operacyjnej, przez szybę dało zobaczyć się chaos, jaki tam panuje. Usłyszałem pikanie aparatury i głosy lekarzy. W tym momencie cieszyłem się, że nigdy nie byłem nawet poważnie uszkodzony, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek operacji. Bogu w duchu za to dziękowałem. Gdy już przeszedłem koło sali operacyjnej, stanąłem naprzeciwko drzwi z numerem 27. Pod nosem uśmiechnąłem się i cicho zapukałem. Po chwili usłyszałem ciche- proszę, więc wszedłem. Zobaczyłem bladego przyjaciela, który na mój widok od razu uśmiechnął się szeroko. Kiedy przypomniałem sobie oprawcę Payna, od razu zdenerwowałem się. Było to po mnie widać, bo Liam wziął mnie za dłoń i pociągnął na łóżko.
- Co się stało Nialler?
- Harry. On się stał. Nie mogę uwierzyć w to, że mógł ci coś takiego zrobić. Nie dość, że ja trafiłem do szpitala przez niego, to jeszcze ty. Kto następny?
- Czekaj, co?- spojrzał na mnie zszokowany- Jak to trafiłeś do szpitala?
- Aaaa- dopiero po chwili zrozumiałem, że raczej nie powinienem mu tego mówić. Tylko niepotrzebnie go zestresuję.- Ugh... Po prostu rzucił mną o szafki i rozciąłem sobie głowę. Widzisz?- wskazałem palcem na zaszytą ranę. Liam dotknął mnie w to miejsce, a ja lekko syknąłem z bólu.
- Zabiję drania.- warknął.
- Co?- podniosłem się z łóżka i spojrzałem na chłopaka- no chyba żartujesz- Kiedy Liam miał się już odezwać, do sali wszedł nie kto inny jak Styles. Brązowooki natychmiast podniósł się ze swojego posłania, przy okazji odłączając od siebie przeróżne kabelki.
- Liam siadaj- ponagliłem go ruchem ręki.
- Nie zamierzam- oznajmił i podszedł do kędzierzawego.- Wynoś się stąd i nigdy nie wracaj. No i przede wszystkim zostaw Niall'a w spokoju, bo w przeciwnym razie oberwiesz. Harry na te słowa zaśmiał się ironicznie.
- Ty grozisz mi? Chyba zapomniałeś, że to przeze mnie tu trafiłeś.- brunet podszedł do Liam'a i szepnął mu coś na ucho, lecz nie zdołałem tego usłyszeć. Zauważyłem jak tylko Payne robi się cały czerwony i mówi:
- On nigdy nie będzie twój psycholu.- Harry widocznie wkurzając się, popchnął mojego przyjaciela tak, że centralnie upadł na łóżko i zawył z bólu. Gdy Harry chciał do niego podejść, wyprzedziłem go i położyłem dłonie na jego brzuchu, w celu zatrzymania. Dopiero teraz zauważyłem jakie Harold ma mięśnie. Większe od Liam'a. Czując je pod swoimi palcami, od razu zarumieniłem się i poluzowałem ucisk. Harry tylko zbliżył się do mnie i szepnął mi na ucho - Podoba ci się? Niedługo zobaczysz więcej.- szczerze mówiąc, miałem ochotę przytaknąć głową i zapytać się      o czas i miejsce. Wtedy po raz któryś natknąłem się na jego szmaragdowe tęczówki, które tak strasznie hipnotyzowały. W porę oprzytomniałem i podbiegłem do Liam'a.
- Trzymaj się Li, zaraz pójdę po lekarza- wypowiadając to zdanie ujrzałem ponownie obraz sytuacji, która miała miejsce kilkadziesiąt sekund  temu. Czemu wpatrywałem się tak w niego? To było chore. Tak naprawdę cała ta sytuacja była chora. I Styles też.
Tak jak powiedziałem, pobiegłem po jakiegoś lekarza. Nie chciałem zostawiać tej dwójki razem. Na szczęście, tak sądzę, chłopak o czekoladowych lokach pobiegł za mną. Mówiłem, że lubię czekoladę? Stop Horan o czym ty myślisz- skarciłem się          w głowie.
- Nialler czekaj.- stanąłem.
- Nie masz prawa tak do mnie mówić. To zdrobnienie mogą używać przyjaciele, a ty przestałeś mieć do tego prawo, po tym jak podniosłeś na mnie i Liam'a rękę.- Oczywiście podkoloryzowałem trochę tę historię. Wcześniej też nie miał upoważnienia do zdrabniania mojego imienia.
- Przepraszam- rzekł ze skruchą.
- Mam już dość twojego przepraszania, bo wiesz co- spojrzałem na niego, zamykając kolejne z kolei drzwi w poszukiwaniu lekarza.- one  gówno znaczą.-powiedziawszy to odwróciłem się od niego. Nie słysząc za sobą kroków, zerknąłem za siebie. Loczek stał tam na środku i... płakał. Olałem to jak największy cham, ale cóż należało mu się. Kiedy to już znalazłem wolnego  lekarza, minęło z pięć minut. Idąc tym samym korytarzem, dostrzegłem, że on stoi w tym samym miejscu, więc gdy doktor pobiegł do Liasia , zatrzymałem się przy nim.
- Czemu ryczysz?- zapytałem oschle. Jednak nie usłyszałem nic w odpowiedzi. - Nooo- machnąłem ręką tak, żeby kontynuował.
- Idź sobie- usłyszałem jedynie.
- Jak sobie chcesz- wzruszyłem ramionami i odszedłem od niego kilka kroków, lecz zrobiło mi się go trochę żal, toteż cofnąłem się.
- Chodź tu- rozłożyłem ręce tak, żeby mógł się do mnie przytulić. W sumie wiedziałem, że tylko to go pocieszy i dopiero wtedy powie mi o co znowu chodzi. Tak jak myślałem Harreh podszedł do mnie i wtulił się w moją szyję. Musiał się przy tym schylić, bo rzeczywiście był ode mnie o prawie pół głowy wyższy. Minęło z pięć minut, a my nie poruszyliśmy się nawet o krok. Postanowiłem więc przerwać ten uścisk, który trwał o wiele za długo.
- Teraz mi powiesz, co się stało?- spróbowałem ponownie.
- Tak- szepnął. Wziąłem go pod rękę i wyprowadziłem na dwór. Zapewne lekarz i tak nie pozwoliłby mi na posiedzenie z Paynem, po tym co się stało. Usiadłem na schodku,     a kędzierzawy koło mnie.
- O co chodzi?- zapytałem, patrząc na wschodzące słońce.
- Liam'a traktujesz lepiej niż mnie- westchnął, opierając się plecami o ścianę.
- Tylko o to? Harry jesteś...- szukałem dobrego słowa, ale jedyne co mi chodziło po głowie to- dziwny.- Nie rozumiem cię i raczej nie zrozumiem. Może powinniśmy nie utrzymywać ze sobą kontaktów. Tak będzie lepiej. Udawajmy, że nie znamy się.
Ty zajmij się swoim życiem, ja zrobię to samo ze swoim. Dobrze?- spojrzałem na niego wyczekująco.
-  Dobrze, ale wiedz, że prędzej, czy później będziesz mój. Czy tego chcesz, czy nie.- warknął i  wstał z ziemi. Chciał do mnie podejść, ale w ostatnim momencie  powstrzymał się i odszedł.

Po tamtej rozmowie z Harrym minął tydzień. Rzeczywiście dał mi spokój, ale tylko on. Natomiast Zayn z Louisem mieli ubaw z mojego aparatu na zęby. Jeny, jak się cieszę, że za tydzień go ściągam. Niestety Liam jeszcze co najmniej tydzień zostanie w szpitalu. Lekarz mówił, że są komplikacje ze zrośnięciem jego żeber. Tak czy siak codziennie go odwiedzam. Wracając jeszcze do Stylsa. Dzisiaj wysyłał mi na lekcjach tęskne spojrzenia. Mam wrażenie, że chce coś ode mnie i strasznie obawiam się tego.
Resztę dnia spędziłem w samotności, chociaż można powiedzieć, że gdy nie ma Liam'a to zawsze tak jest. Oczywiście nie licząc krótkich docinek z chłopakami. Po skończonych lekcjach wolnym krokiem skierowałem się do wyjścia. Planowałem dzisiaj też pójść do Liam'a. Zamyślony, potknąłem się na kogoś. Pod nosem burknąłem ciche- przepraszam i odszedłem. W odpowiedzi usłyszałem lekko piskliwe- nic nie szkodzi. Zatrzymałem się i wpatrywałem w plecy, jak okazało się dziewczyny.
- A-amber?- zająknąłem się.
- Niall!- krzyknęła dziewczyna i wtuliła się we mnie.
- Co ty tu robisz?- zapytałem z podekscytowaniem.
- Właśnie wróciłam z pokazu mody w Paryżu i przyszłam odwiedzi mojego najlepszego przyjaciela- oznajmiła, nie przestając uśmiechać się.
- Proszę cię. Na pewno byli tam lepsi i ładniejsi, bez aparatu ortodontycznego. - wskazałem ręką na drut na moich zębach. Dziewczyna roześmiała się perliście i jeszcze raz we mnie wtuliła.
- Tęskniłam Nialler i to cholernie mocno- łzy zaczęły skapywać jej na błękitną sukienkę.- I nawet nie waż się, twierdzić, że ktokolwiek był tam lepszy od ciebie. Ciebie nie da się zastąpić. Chociaż rzeczywiście niezłe ciacha tam były.
- Też strasznie tęskniłem. Ile minęło rok? Nadal nie wierzę, że mimo jest między nami trzy lata różnicy tak dobrze dogadujemy się. No i powiedz mi, jaki jest twój obecny status?
- Zawsze ci powtarzam, że nieważne ile jest lat między nami różnicy. Wiek to tylko liczba. Singielka.
- Nie wierzę. Nie masz chłopaka? No popatrz mogę cię pocieszyć. Wszyscy chłopacy na tym dziedzińcu, na twój widok ślinią się. Nie chciałabyś zostać moją dziewczyną? - spytałem jej, przy okazji wybuchając niekontrolowanym śmiechem.
- Tylko czekałam, aż mnie zapytasz- złapała moją dłoń i zaczęła iść w stronę drzwi wejściowych.
- Amber? Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz?- zdziwiłem się zachowaniem przyjaciółki i bliżej przysunąłem ją do siebie. Jeżeli mamy wyglądać jak para, to musi to wyglądać dość naturalnie. Oczywiście, że to było dla żartów, chociaż nie powiem fajne uczucie, kiedy wszyscy ci zazdroszczą takiej dziewczyny.
- Pokażesz mi szkołę.- posłała mi delikatny uśmiech.
- Wiesz, że zaraz z niej wychodzę?- roześmiałem się ponownie.
- Odkryłeś Amerykę- zrobiła młynka oczami. Kiedy to nacisnąłem na klamkę, centralnie przed nami stanęli: Tomlinson. Styles i Malik. W sumie nie wiedziałem, czego się po kędzierzawym spodziewać. Jednak nie wpadł w żadną furię, ani tym podobne. Natomiast ten pierwszy gwizdnął, zapewne na widok Amber.
- Horan, co ty robisz z taką lalunią? To twoja rodzina?- poczułem, jak uścisk Heard wzmocnił się.
- Po pierwsze nie jestem żadną lalunią- blondynka podniosła głos. Zawsze tak się zachowywała, kiedy to ktoś wyprowadził ją z równowagi- A po drugie jesteśmy razem- podniosła nasze splecione dłonie do góry. Normalnie to cieszyłbym się jak głupi, ale widząc wyraz twarzy Harry'ego, mina od razu mi zrzedła.
- Że niby wy jesteście razem? Ty z nim?- Zayn wskazał najpierw na moją przyjaciółkę, potem na mnie.
- Coś ci się nie podoba?- warknęła. Kocham jej charakter. Szkoda, że ja nie potrafię być taki stanowczy.
- No proszę cię ty wyglądasz jak modelka- odezwał się niebieskooki.
- Tak się składa, że jestem modelką- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę, znowu.
- W takim razie maleńka, kiedy razem wychodzimy? -spytał się Louis.
- Spieprzaj.
Odwróciłem się, żeby ostatni raz na nich spojrzeć, lecz z nimi nie było Loczka.

- Cześć Nialler!- krzyknęła moja mam z kuchni.
- Przyprowadziłem gościa.- rzekłem, ciągnąc blondynkę do kuchni. Kiedy to moja mama spojrzała się na nas, od razu pisnęła.
- Amber! Kochanie no ile cię tu u nas nie było! Pokaż mi się- moja rodzicielka, zlustrowała ją od stóp do czubka głowy i przemówiła- Ale z ciebie laseczka wyrosła. Szkoda, że Niall jest gejem.
- Co?!- zachłysnąłem się śliną. Heard poklepała mnie po plecach. Kiedy to uspokoiłem się z kaszlem patrzyłem na moją mamę, jak na kosmitę.
- Łatwo się domyśleć. Nie masz dziewczyny, nie raz przyłapałam cię, jak wpatrujesz się w tyłki innych mężczyzn. No i jesteś moim synkiem, jak mogę tego nie widzieć.- uśmiechnęła się.
- Widziałaś mnie i Liam'a tak?- od razu zasugerowałem.
- Ech no tak. Chciałam wyjść na jakąś wróżkę.
- Nie wyszło ci mamuś.- ucałowałem kobietę w policzek i zgarnąłem blondynkę do swojego pokoju.
- No Horan spowiadaj się. Jesteś gejem? I kto to ten Liam? To jeden z tej trójki? Boże oni byli straszni. Chociaż ten w loczkach wydawał się spoko.
- Poczekaj Am. Nie jestem gejem. Nie znasz Liam'a, jest w szpitalu, bo pobił go ten chłopak w lokach. Długa historia, ale...
- Więc mamy całą noc...- powiedziała i położyła się na moim łóżku.
- Czekaj, zostajesz?- spytałem.
- A będę ci przeszkadzać?- zrobiła oczy al'a kot ze shreka.
- Ty? A w życiu! Tylko nie mam materaca....
- Spokojnie- przerwała mi- Będę z tobą spać. Tylko bez skojarzeń Horan! I tak jesteś gejem, więc mnie nie zgwałcisz- przytuliła się do mnie.
- Ale to nie tak na 100%- zacząłem tłumaczyć się.
- Wiem, dlatego też chcę, żebyś mi wszystko od początku opowiedział.
I tak zleciała nam cała noc. Dawno tak dobrze nie bawiłem się. Jednak brakowało mi jej. Jest to jedyna osoba, która mnie nigdy nie oceniała. Czuję się wyjątkowy, mając taką przyjaciółkę. Zasypiając miałem przed sobą te przeklęte szmaragdowe tęczówki, które wyrażały po południu ból. Poczułem jak coś skręca mi się w środku. Postanowiłem jednak nie myśleć o tym i odpłynąłem do krainy Morfeusza z błogim uśmiechem. W końcu nie wiadomo, co życie ma nam jeszcze do zaoferowania.

Okej to chyba najdłuższy mój rozdział. Czekam na szczere opinie. W sumie nie pogardziłabym 17 komentarzami albo chociaż 10 :D Więc chciałam powiedzieć, że nie zawieszam bloga. Cieszycie się?
Plus chciałam tylko powiedzieć, że nie sprawdzałam zbytnio rozdziału, bo spieszyłam się.
No i dziękuję za wszystko <3 Tak więc mogę już iść w spokoju spać przed koncertem :3

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 4

Może na początek przeproszę. Nie dodawałam rozdziału 3 tygodnie.  Rzeczywiście w pierwszym tygodniu, kiedy miałam dodać to nie mogłam, a później jakoś zniechęciłam się. Po pierwsze nikt nawet nie zapytał się, kiedy rozdział, po drugie komentarzy jest ledwo 6, a po trzecie sądzę, że fabuła jest beznadziejna i nie wiem czy mam to opowiadanie dalej prowadzić.

* Oczami Niall'a *

Rano ledwo wstałem z łóżka. Byłem cały obolały.  Gdy wszedłem pod prysznic, przeraziłem się. Na moim brzuchu widniał jeden wielki siniak w kolorze zielono-fioletowym. Przez chwilę myślałem, że może mam uszkodzoną śledzionę, wątrobę, czy jakiś inny narząd. Kiedy odkręciłem kurek z ciepłą wodą ból momentalnie zniknął. Jednak taki prysznic jest kojący. Wyszedłem z kabiny prysznicowej i spojrzałem w lustro. Połowa mojej twarzy wyglądała  jak po jakieś bitwie. Warga przecięta, siniak pod okiem i rozwalony łuk brwiowy. Tylko co ja powiem mamie?  Najwyżej nie będę stawać do niej prawym profilem. Wyszedłem z zaparowanej łazienki i podszedłem do szafy. Wyjrzałem za okno. Pada. Wziąłem czarne rurki, bluzę nike i full capa z ciasteczkowym potworem. Pobiegłem na dół po schodach i ucałowałem szybko mamę w policzek. Tak jak mówiłem wcześniej, stałem do niej lewym profilem i na razie nie spostrzegła niczego dziwnego. Wziąłem jabłko, w końcu ciągle dbam o dobrą sprawność fizyczną. I tak jestem wdzięczny Liamowi, że zmusił mnie do chodzenia na siłownię. Już widać zarys kaloryfera na moim brzuchu. Sądzę, że mięśnie zamortyzowały uderzenie. Podszedłem do blatu i zabrałem kanapki. Zajrzałem przez folię - sałata, ogórek i pomidor. Z boku stała butelka wody.
- Wiesz co Niall, nie znam żadnego chłopaka, a raczej mężczyzny- na ostatnie słowo mamy, zrobiłem młynka oczami.- oprócz ciebie, kto tak dba o linię.
- Przesadzasz - powiedziałem, nie odwracając się do kobiety. - To ja lecę.
- A śniadanie?
- Nie jestem głodny. Do zobaczenia!- krzyknąłem i szybko założyłem trampki.
- Szlak- przekląłem cicho. Pogoda jest paskudna. Mam 5 minut drogi na przystanek, przemoknę do suchej nitki. Westchnąłem i wziąłem telefon. Wykręciłem numer Liam'a. Usłyszałem pierwszy sygnał, drugi...
- Halo- odezwał się mój przyjaciel zachrypniętym głosem.
- Liam! Co się z tobą dzieje? Będziesz dzisiaj, prawda?
- Niall...- chwila przerwy- posłuchaj, nie będzie mnie w szkole. Ty lepiej też nie idź.
- Ale dlaczego?- przestraszyłem się.
- Oni są niebezpieczni. Najbardziej Harry. Leżę w szpitalu z połamanymi dwoma żebrami i rękom.
- Nie wierzę. U mnie wczoraj też był. Mam wielkiego siniaka na brzuchu i roztrzaskaną połowę twarzy.
- Na prawdę? Ale obiecali... Wydaje mi się, że specjalnie mnie tak  urządzili, żebym tylko do szkoły nie wracał. - rzekł spokojnie, ale dało się wyczuć nutę obawy.- Tylko Ni na prawdę uważaj, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Może na serio nie idź?
- Liam nie mogę ciągle uciekać. Prędzej czy później ich spotkam. Nie martw się. Odwiedzę cię po szkole, dobrze? A co miałeś na myśli, mówiąc, że obiecali?
- Jasne przychodź. Aaaa to nic ważnego. Chciałem cię jeszcze przeprosić za tamtą sytuację na korytarzu. Dziwnie się zachowałem.
- To już nieważne. W takim razie trzymaj kciuki, żeby mi krzywdy nie zrobili.
- Wiem, będę trzymać. Ni?
- Tak?
- Kocham cię.
- Awww ja ciebie też Li.- powiedziałem i rozłączyłem się. W tym samym momencie podjechał autobus. Wszedłem i zająłem miejsce przy oknie. Zapowiada się dziwny dzień.

- Niall!- usłyszałem kogoś nawołującego mnie i od razu spiąłem się. Powoli odwróciłem głowę i odetchnąłem.
- Josh, nie strasz mnie.
- Wybacz. - uśmiechnął się przepraszająco. Chciałem ci powiedzieć, że jako administrator naszej szkolnej strony internetowej usunąłem te wszystkie zdjęcia. Sam wiesz jakie.
- Dziękuję to dużo dla mnie znaczy, ale wiesz, że możesz im się w ten sposób narazić?
- Wiem, ale mało mnie to obchodzi. Mam nadzieję, że tobie dadzą wkrótce spokój. Cała szkoła mówi o tym, że Liam trafił przez  nich do szpitala, więc uważaj na siebie. - Josh spojrzał za mnie i od razu cały zdrętwiał i głośno przełknął ślinę. Już chyba wiedziałem, kogo mam tam się spodziewać.- Idą. - pokiwałem tylko głową i wymusiłem uśmiech, pt: Nie martw się, poradzę sobie. - A i jeszcze jedno Horan. To oni tak załatwili ci twarz?
- Tak, a mianowicie Styles- powiedziałem i odwróciłem się od kolegi i stanąłem twarzą w twarz z  Harrym. Za nim stali oczywiście Louis i Zayn. Dalej trząsł się jakiś rudy chłopak, którego nie znałem. Następna ich ofiara?
- Rozmawiałeś o mnie?- zapytał się.
- Tak, chwaliłem się jak to mi ładnie przyozdobiłeś twarz.- burknąłem i zamierzałem odejść, ale jego ręka w porę złapała mnie za ramię.
- Nie wiem, czy nie zauważyłeś, ale nie skończyłem z tobą rozmawiać- wokół nas robiła się coraz większa grupka uczniów. Zapewne myśleli, że dojdzie do następnej bójki. Styles spostrzegł narastającą ilość osób i wybuchnął:
- Nie ma tu nic do oglądania. Spierdalać mi stąd! - jak na zawołanie, po chwili ta część korytarza była pusta. Nawet zniknęli jego towarzysze z tym przestraszonym chłopakiem. Słychać było jeszcze jego krzyki. - Zasłużył sobie na to.- Nie bardzo rozumiejąc, spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Ed- dodał. Zrozumiałem, że chodzi o tego chłopaka. - Chodź za mną.- powiedział surowym głosem i poszedł wzdłuż hallu.
- Gdzie idziemy?
- Nie twój interes.- warknął.
- A jednak to mnie ciągniesz w jakieś miejsce o którym tylko ty wiesz.- powiedziałem takim samym jadowitym głosem.
On najwidoczniej nie wytrzymując, rzucił mną o szafki. W ogóle nie spodziewałem się takiego napadu złości. Podszedł do mnie i pociągnął mnie za kołnierz.
- Nie wkurwiaj mnie!- wrzasnął.
- Nienawidzę cię- wycedziłem przez zęby. Nie musiałem długo czekać na jakiś ruch z jego strony. Ponowił swój ruch i rzucił mną jeszcze raz o te przeklęte szafki. Tym razem ze zdwojoną siłą, aż uderzyłem głową o blaszane rączki. Gdy upadłem automatycznie złapałem się za głowę. Krew. Moje pofarbowane włosy z każdą sekundą nabierały odcienia krwistego. Nie wytrzymałem i tym razem to ja krzyknąłem.
- Zadowolony jesteś z siebie?!
- Niee- spojrzał na mnie wielkimi oczami, w których pojawiły się łzy? Niemożliwe... - Nialler nie chciałem.- Usiadł koło mnie i zaczął mnie tulić do siebie. Co tu się dzieje?
- Zostaw mnie.- Wstałem i zachwiałem się. W porę Harry mnie złapał i przyciągnął do siebie tak, że siedziałem na nim okrakiem. Nie miałem siły się szarpać.
- Nie możesz się tak do mnie zwracać- rzekł całkowicie spokojnie i odgarnął moją grzywkę. Widzisz czym skutkuje nieposłuszeństwo wobec mnie. - Jeszcze raz mnie do siebie przytulił. Osoba przechodząca tędy mogłaby stwierdzić, że wyglądamy jak z horroru. Ja z zakrwawioną głową wtulony w chłopaka. Mój znienawidzony kolega poruszył się, powodując u mnie niemały ból brzuchu. Cicho syknąłem, lecz on to zauważył i od razu spojrzał na mnie tymi zielonymi ślepiami. Podciągnął moja bluzę do góry, gdzie widniał wielki siniak.
- Czy to moja wina?
- Tak- szepnąłem i zasłoniłem brzuch. On mnie z siebie ściągnął i położył na podłodze.                   Przestraszyłem się, co on chce mi zrobić, więc zamknąłem oczy. Poczułem jak znowu podciąga moją bluzę. Byłem pewny, że mnie uderzy, dlatego też cały spiąłem się. On zamiast mnie uderzyć, pocałował mnie raz, drugi, trzeci i tak ciągle dopóki mój cały brzuch nie był obcałowany przez niego. To chyba było gorsze niż oberwanie za nic, dlatego też na wszelki wypadek leżałem w spokoju, póki nie skończy. Gdy ten moment nastał, odezwałem się:
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Skrzywdziłem cię- powiedział, ciągle patrząc na mój brzuch.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało i zapewne jak Liam'a krzywdziłeś to też.- On jakby na samo imię mojego przyjaciela ocknął się.
- Muszę cię trzymać od niego z daleka.
- Dla-czego?- zająknąłem się.
- Powiedz, czujesz coś do niego?
- Co?!- aż poderwałem się z podłogi, wywołując tym ruchem następną dawkę bólu.
- Już spokojnie- pogłaskał mnie po włosach i położył z powrotem. Kątem oka spostrzegłem, że pojawiła się już kałuża krwi pod moja głową. Stylesowi chyba to nie przeszkadzało. - Nadal mi nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Oczywiście, że nie- szybko powiedziałem. Przed oczami od razu pojawiła mi się ostatnia sytuacja z Liamem, kiedy to całowaliśmy się, ale to było tak bardziej po przyjacielsku. Jednak wolałem to zachować w tajemnicy.
- To dobrze, bo on twierdzi inaczej.
- Czekaj, czyli Liam niby powiedział ci, że coś do mnie czuje?
- Dokładnie- uśmiechnął się.
- Nie wierzę ci. - on skomentował to śmiechem.
- Pamiętasz ten moment w szkole, kiedy tylko przyszedłeś , a on się speszył i resztę dnia go nie było w szkole?- przytaknąłem. - No to wtedy.
- Ale dlaczego on miałby wam mówić takie rzeczy?- zdziwiłem się
- Powiedziałem mu, że jak nie powie prawdy, to zrobię ci krzywdę- w tym samym momencie przypomniała mi się dzisiejsza rozmowa z Paynem. - No a potem oberwał za to.
- Moment, mam rozumieć, że wycisnąłeś z niego tę informację i potem go skrzywdziłeś?- oburzyłem się.
- Dokładnie. On nie może się w tobie kochać. Jeżeli nie przestanie, to go zabiję. Proste.- patrzyłem na niego z otwartą buzią i oczami.- Ech muszę cię zanieść do pielęgniarki.- Wow dziękuję, że zauważyłeś, że na ziemi jest kałuża krwi z mojej głowy. Miałem ochotę mu nawrzucać. Tylko oczywiście to byłoby za piękne, gdyby od razu mnie tam zaniósł. Najpierw położył się na mnie. Na szczęście zrobił to w taki sposób, że nie ucierpiał na tym mój brzuch. Zaczął po cichu śpiewać nieznaną mi piosenkę i dopiero wtedy zacząłem się bać, a jeżeli on jest niezrównoważony psychicznie i rzeczywiście może zabić Liam'a? Moje przemyślenia przerwał jego głos.
- Jesteś na mnie zły?- spytał smutno.
- A nie powinienem? Urządziłeś mnie tak, że mam połowę twarzy poharataną, na brzuchu wielkiego siniaka i krew sączy mi się powoli z głowy i do tego chcesz zabić mojego jedynego przyjaciela.
- Ja mogę być twoim przyjacielem- rzekł po chwili.
- Nie dzięki.
- Ale dlaczego?- wstał ze mnie.
- Może dlatego, że ty już masz przyjaciół, którzy mnie nienawidzą.- zasugerowałem.
- No i co z tego? - usiadł koło mnie i palcami przejechał po moich ranach na twarzy.
- Harry na ten moment ja się ciebie boję, bo...- nie dokończyłem, bo znów poczułem jego usta na mojej skórze. Pocałował mój łuk brwiowy, oko, policzek i kiedy chciał usta od razu się odsunąłem. Kosztowało mnie to niemało bólu, ale no bez przesady. Nie będzie mnie całował jakiś wariat. On tylko westchnął i wziął mnie na ręce. Czułem pulsujący ból czaszki i widziałem jak za mną ciągnie się pasmo krwi. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Oczywiście na przerwę, bo całą lekcję przeleżałem na podłodze. Uczniowie wychodzący z sal, stanęli najwyraźniej przestraszeni. Harry tym też się nie przejął, bo szedł spokojnie. Na nasze nieszczęście pielęgniarka miała swój gabinet prawie na końcu korytarza. Nawet przeszliśmy koło Zayn'a i Louis'a, którzy też stali jak wryci. Kiedy już doszliśmy, odetchnąłem z ulgą. Kędzierzawy zapukał i wszedł ze mną do gabinetu. Pielęgniarka od razu podbiegła i zaczęła coś do mnie mówić, ale już nie kontaktowałem. Zdołałem tylko usłyszeć jak Styles mówi, że się przewróciłem na schodach i sygnał karetki. Przez cały ten czas Harry trzymał mnie za rękę i w ogóle nie przejmował się tym, że ma zakrwawione ubrania. Potem tylko wokół mnie panowała cisza i widać było tylko ciemność.

Więc mamy rozdział, nie wiem, czy podoba wam się Harry w roli "wariata" lub osoby z rozdwojoną jaźnią. Nie wiem też, czy rozdział pojawi się za tydzień, bo jadę na koncert do Berlina, ale to się jeszcze okaże.  A teraz chcę wszystkich prosić o zostawienie opinii, bo na prawdę zastanawiam się nad zawieszeniem tego bloga. Tak samo jeżeli sądzicie, że to opowiadanie jest bez sensu, napiszcie. 
Za wszelkie błędy przepraszam :>